- Wiemy, że musimy powściągać nerwy na wodzy i neutralizować mocne strony przeciwników - mówił bramkarz John Murray przed finałowym dwumeczem z Re-Plast Unią Oświęcim w ramach rywalizacji o mistrzostwo Polski w hokeju na lodzie.

Możemy być z siebie dumni po dwóch pierwszych meczach finału. Co twoim zdaniem było naszą największą w ostatnich konfrontacjach z Re-Plast Unią Oświęcim?

Myślę, że cała półfinałowa seria z GKS-em Tychy była naprawdę wymagającym sprawdzianem. Postawiliśmy siebie samych w trudnej sytuacji, musieliśmy rozegrać mecz numer siedem. Wygrana w tym spotkaniu sprawiła, że wskoczyliśmy na właściwie tory i nabraliśmy rozpędu, w czym pomógł nam także doping kibiców. Ten rozpęd widać było zarówno w pierwszym, jak i drugim meczu finału. 

Jako jedyny bramkarz zanotowałeś shutouty w tej serii play-off, co jest godnym podziwu osiągnięciem. Jesteś określany przez ekspertów mianem zawodnika spisującego się najlepiej w meczach o wielką stawkę. Zgadzasz się z tym?

W tym sezonie mamy naprawdę świetne statystyki, jeżeli chodzi o relację goli strzelonych do straconych. Z tego, co pamiętam, straciliśmy o 16 goli mniej od drugiej drużyny najlepszej w tym elemencie. Moja rola jest o tyle specyficzna, że niewiele dzieli bycie bohaterem od zostania kozłem ofiarnym. Bramkarz potrzebuje mocnego wsparcia reszty zawodników i mam to szczęście, że otrzymuję je od początku sezonu. Wszyscy wiedzą, jaką rolę spełniają w naszej grze, a mnie to pomaga i ułatwia pracę na lodzie.

W drugim meczu finału nie pozwoliliśmy rywalowi na doprowadzenie do remisu w serii i wygraliśmy po niezłym pokazie gry obronnej. Było dla was ważne, by nie powtórzyć scenariusza z ćwierćfinału i półfinału?

Rozmawialiśmy o tym sporo podczas spotkań z tyszanami. Ciągle mamy gdzieś z tyłu głowy, że być może wystarczyłaby minuta-dwie większej intensywności na lodzie i wygralibyśmy mecze, które ostatecznie nie potoczyły się po naszej myśli. Teraz jesteśmy wyjątkowo ostrożni na tym punkcie.

W porównaniu do pierwszych meczów play-off notujemy zdecydowanie mniej kar. Efekt większej dojrzałości nabytej podczas poprzednich serii?

Wiemy doskonale, że zarówno GKS Tychy, jak i Unia mogą pochwalić się mocnymi formacjami w przewagach, które mogą zrobić rożnicę nie tylko w pojedynczym meczu, ale i całej serii meczów o medale. Wiemy, że musimy powściągać nerwy na wodzy i neutralizować mocne strony przeciwników.

Przed nami dwa spotkania w Oświęcimiu, gdzie zdołaliśmy już wygrywać w tym sezonie. Co nas czeka 7 i 8 kwietnia?

Spodziewam się, że dla Unii mecz numer trzy może być najlepszym w całej serii finałowej. Będą mieli wsparcie w postaci głośnych kibiców, które nakręci ich do wyzwolenia dodatkowych emocji, tym bardziej, że oświęcimianie są w sytuacji, kiedy po prostu muszą wygrać mecz z nami. Podobnie może być w czwartym spotkaniu.Na pewno wyjdą na lód z maksymalnym poziomem sportowej agresji, a naszym zadaniem jest dostosowanie się do tego poziomu.