Korzystając z przerwy na mecze reprezentacji, porozmawialiśmy z Bartoszem Fraszko. Zawodnik GKS-u Katowice opowiedział o najlepszych i najtrudniejszych momentach minionego sezonu.
Jak podsumujesz zakończony sezon klubowy z perspektywy formy własnej i całej drużyny?
Jeśli chodzi o moją formę w trakcie sezonu zasadniczego, to mogę być zadowolony. Oczywiście, zawsze może być lepiej, ale uważam że moja dyspozycja była okej. Natomiast muszę przyznać, że przykro się oglądało play-off zza bandy. Chłopcy walczyli od pierwszej do ostatniej minuty w każdym meczu. Oko się radowało, patrząc na ich grę i walkę do samego końca. Niestety nie mogłem im pomóc, ale myślę, że ten srebrny medal musimy docenić.
Uważam, że kluczowym spotkaniem był mecz finałowy numer 4. Mieliśmy wtedy dwa rzuty karne i ich nie wykorzystaliśmy, a tyszanie zwyciężyli w tym starciu. Natomiast z tego srebra powinniśmy się cieszyć. Gdyby przed sezonem ktoś nam powiedział, że zajmiemy drugie miejsce po bardzo wyrównanym, siedmiomeczowym boju z GKS-em Tychy to każdy wziąłby to w ciemno. Aczkolwiek zawsze pojawia się niedosyt po takiej rywalizacji.
Który moment sezonu był dla Ciebie najbardziej pamiętny – zarówno pozytywnie, jak i negatywnie?
Najbardziej pozytywnym momentem był turniej Pucharu Kontynentalnego w Aalborgu, a w szczególności ostatni mecz z zespołem gospodarzy. Musieliśmy wtedy wygrać trzema bramkami. Wiele osób już nas skreśliło, a my jednak pokazaliśmy charakter i wygraliśmy tymi trzema golami na bardzo trudnym terenie.
Nasza drużyna w tamtym momencie jeszcze bardziej się zjednoczyła, bo wcale nie było to łatwe zadanie. Trzeba przyznać, że walczył tam każdy za każdego. Jeśli natomiast chodzi o te negatywne momenty, to z pewnością zalicza się do nich moja kontuzja i przegrany finał Pucharu Polski. Jechaliśmy do Krynicy-Zdroju z wielkimi nadziejami, ale nie udało się ich spełnić…
Na jakim etapie rehabilitacji jesteś obecnie i czy wszystko przebiega zgodnie z planem?
Właśnie wybiły cztery tygodnie po operacji. Ostatnio odstawiłem kule i momentami jeszcze trochę mi ich brakuje. Natomiast z każdym dniem czuję się coraz lepiej, jest poprawa i to mnie cieszy. Wszystko idzie zgodnie z planem. Pozostaje ciężko pracować z fizjoterapeutami i rehabilitantami i wracać do formy. Mam nadzieję, że nastąpi to jak najszybciej, bo chciałbym odpowiednio przygotować się do sezonu.
Jak wyglądała końcowa faza sezonu z twojej perspektywy? Trudno chyba patrzy się na zespół z boku, nie mogąc pomóc przez kontuzję…
Szczerze mówiąc, to było najgorsze doświadczenie w całej mojej karierze. Zawsze kontuzje mnie omijały, a w tym sezonie było tak, że najpierw złamałem stopę podczas meczu reprezentacji, a potem w pierwszym spotkaniu po powrocie uraz kolana… Pech niesamowity, ale takie jest życie sportowca.
Ostatnio byłeś w studiu telewizyjnym przed meczem kadry. Jakie to uczucie występować w roli eksperta?
Muszę przyznać, że zastanawiałem się, jak to jest być ekspertem i udało mi się zrealizować takie „małe marzenie”. Na pewno pojawiła się mała trema przed startem programu, ale jak już rozpoczęliśmy, to było okej. To naprawdę przyjemne doświadczenie zobaczyć, jak wygląda praca w telewizji od kulis, od zaplecza.
Jak oceniasz szanse reprezentacji Polski w nadchodzących meczach mistrzostw świata?
Co by nie mówić, na razie jesteśmy liderami tabeli. Graliśmy wprawdzie, w teorii ze słabszymi przeciwnikami, ale takie mecze też trzeba zwyciężać. Pierwsze spotkanie to przecież wygrana z gospodarzami, a w drugim starciu pokonaliśmy Japonię, którzy zawsze walczą do końca, niezależnie od wyniku. Także chwała chłopakom za te zwycięstwa i zdobyte punkty.
Myślę, że kluczowe będą te spotkania z Wielką Brytanią i Włochami, aczkolwiek Ukraina też może urwać punkty. W trakcie tych trzech meczów trzeba się maksymalnie skupić i powalczyć jeszcze bardziej niż w ostatnich spotkaniach. Jeśli chodzi o powrót do elity, to wydaje mi się, że wszystko jest w naszych rękach.
Jeśli miałbyś wyznaczyć sobie cel na najbliższy sezon to, co by nim było?
Bardzo chciałbym wygrać Puchar Kontynentalny, w którym będziemy grać w przyszłym sezonie. Chciałbym też triumfować w Pucharze Polski, bo tego trofeum jeszcze nie mam swoim dorobku i oczywiście wrócić na tron mistrza Polski.
Czy wy, jako zawodnicy GKS-u Katowice, zdajecie sobie sprawę ze swoich kapitalnych osiągnięć na przestrzeni ostatnich czterech lat?
Wiadomo, że drużyna zmienia się co roku, ale myślę, że zawodnicy, którzy są w niej od dłuższego czasu właśnie nie do końca zdają sobie sprawę z tego, co osiągają – włącznie ze mną. Ciągle dochodzimy do wielkiego finału i powoli staje się to taką codziennością. Natomiast wszystkie sukcesy poparte są ciężką pracą – w lato i później w trakcie sezonu. Nasza drużyna ma również zwycięski charakter.
Mimo różnych przeciwności losu dążymy do realizacji celów. W tym roku tak samo – siedem meczów w finale przeciwko GKS-owi Tychy, którzy byli bardzo trudnym rywalem. Sezon zasadniczy zakończyli przecież na pierwszym miejscu w tabeli. Byliśmy skazywani na porażkę, ale wszyscy nasi zawodnicy pokazali ogromne serce do gry i wolę walki. Doprowadziliśmy do siódmego meczu, w którym jednak trochę zabrakło sił. Natomiast całej drużynie i sztabowi szkoleniowemu należą się ogromne gratulacje za to, co zrobili.